Wszystkie niewinne i subtelne dusze, które zwabione tytułem zajrzą na mój blog, proszę, by dla własnego dobra niezwłocznie go opuściły i nie czytały poniższych limeryków. Nie żartuję!
Buddysta i pająk
Mnich buddyjski, co mieszkał we Wronkach,
przez przypadek przydeptał pająka.
Ach, cóż ze mnie za gapa!
- rzekł, a pająk wysapał:
Spoko, żyję, lecz weź zejdź mi z członka!
O mormonie
Pewien mormon z zachodniej Nebraski
ma trzy żony, zazdrosne głuptaski.
Lecz jest sens w ich niezgodzie,
gdyż zrobione ma co dzień
trzy śniadania, obiady i laski.
O przejedzonym joginie
Pewien jogin, mieszkaniec Laosu,
zeżarł cały raz kocioł bigosu
oraz gar ratatuja,
poczem stęknął: „O w ch*ja...”,
gdy próbował siąść w kwiecie lotosu.
Opowieść długobrodego popa
Jestem popem poboznym z Łosinki,
biegłem wcoraj odprawić godzinki,
no i miałem psygodę:
psydepnąłem se brodę
i se, kurcę, wybiłem jedynki.
Smutny dwulimeryk o chasydzie
Pewien chasyd przejazdem w Osace
marzył, żeby porządną zjeść macę.
A tu sushi i sake,
więc bez przerwy miał srakę
z frasunkiem wciąż drapał się w glacę.
Gdy przyjechał zaś do Acapulco,
to z rozkoszą się raczył cebulką,
zajadając burritos.
Nagle weszli banditos
i niestety oberwał on kulką.
O jezuitach
Przez zagajnik, co rósł w Niegowici,
szli spacerkiem raz dwaj jezuici.
Nagle coś nadleciało
i jednego wessało,
ch*j wie co, ale chyba kosmici.
Na mszy św. po obiedzie
Raz prezydent na mszy w grodzie Kraka
nie mógł strawić potrawki z kurczaka.
I jak puścił se bronka,
to aż zdmuchnął Pieronka,
przy ołtarzu zaistniał więc wakat.
W Świętej Lipce
Zwiedzał pewien raz człek Świętą Lipkę,
a że złapał rzęsistka i chrypkę
po niedawnej płci zmianie,
więc dyskretnie przy ścianie
chrząkał, kaszlał i drapał się w cipkę.
Limeryk piłkarski
(napisany z okazji ćwierćfinału Euro 2008 Turcja-Chorwacja w Wiedniu)
Święty Szczepan zakrzyknął dziś w niebie:
Chodź Sobieski, znów Wiedeń w potrzebie!
A król puknął się w czoło:
Siedźże cicho, pierdoło,
bo nas Allach stąd jeszcze wyjebie!
* św. Szczepan - patron Wiednia
PS Jeszcze jeden dla równowagi, bo w komentarzach pojawił się poważny głos, że nie należy żartować z religii.
Jak trwoga...
Pewien lewak-ateista z Lomu
nie mógł znaleźć raz drogi do domu.
W ciemnym błąkał się lesie,
w końcu w trwodze i stresie
szepnął cicho przez łzy: Marksie, pomóż!